Historia Delicji vel Deli
Nasze drogi z Delicją skrzyżowały się przez przypadek, ale wszystko po kolei. Najpierw przedstawię naszego psa rezydenta, który jest bardzo pozytywnym psiakiem, zawsze radosny i przyjazny do każdej istoty, nieważne czy to dwunożnej czy czteronożnej, potrafi zarażać swoim „optymizmem”. W trakcie przeglądania mediów społecznościowych natrafiliśmy na post o bardzo wylęknionej suni, uzgodniliśmy, że nasz Moris będzie idealnym terapeutą dla tak wycofanego psa i pomoże otworzyć się psinie na świat, dzięki czemu łatwiej znajdzie dom stały. Po rozmowie z opiekunami Pchełki okazało się, że mają już potencjalny DS, ale w schronisku znajduje się jeszcze jedna bardzo wylękniona sunia, która dodatkowo jest niewidoma na jedno oko, została wyłapana wraz z kilkoma innymi psami z jednej z posesji. Decyzja była tylko jedna i tak po załatwieniu wszystkich formalności Delicja (u nas przechrzczona na Delę) została przywieziona do Kielc z przytuliska mieszczącego się w Głownie koło Łodzi. Szczerzę nie przypuszczaliśmy, że sunia ma aż tak ogromny problem, zderzyliśmy się z bardzo trudnym przypadkiem. Najmniejszy ruch, hałas powodował u Deli panikę, nawet mieszanie herbaty i przypadkowe uderzenie łyżeczką o kubek powodował wielki strach, dodatkowo jeszcze ślepota na jedno oko bardzo utrudniała jej funkcjonowanie w nowym otoczeniu, ponadto najprawdopodobniej całe swoje życie mieszkała na zewnątrz, więc przed nami stanęła nauka czystości, kolejnym problemem okazało się spożywanie pokarmu, a dokładniej całkowity brak chęci do jego pobierania. I tutaj do akcji wkroczył wesoły Moris. Sunia przy nim po trochu zaczęła przyjmować malutkie ilości karmy. Morisek był bardzo szczęśliwy, tym bardziej, że w tak wyjątkowej sytuacji dostawał więcej swojego jedzonka, no ale cóż było zrobić jak tylko gdy on jadł Dela przełamywała swój strach by choć trochę skubnąć pożywienia. Przez pierwsze dni przejście klatką na dwór i z powrotem (dosłownie parę metrów) dla niej było gehenną, przez wiele miesięcy nie było opcji aby sama bez swojego psiego kompana wyszła na spacer. Moris stał się jej prawdziwym terapeutą, przewodnikiem, przyjacielem. Dela jest z nami półtora roku, to był dla nas bardzo długi, trudny czas nauki życia suni wśród ludzi, nieraz pojawiały się łzy i bezsilność, ale mimo to cieszyliśmy się, że jednak trafiliśmy na siebie, zdawaliśmy sobie sprawę, że jej szanse na udaną adopcję są nikłe. Delicja miała szczęście, że trafiła na nas, a my mieliśmy szczęście, że przytulisko w Głownie obdarzyło nas tak ogromnym zaufaniem i przekazało sunię pod naszą opiekę. Praca z Delusią trwa cały czas, niestety nie zapomni tak łatwo o krzywdzie jaką wyrządził jej człowiek, w sytuacjach stresowych potrafi jeszcze załatwić się pod siebie, ale i tak osiągnęliśmy ogromny progres, z czego jesteśmy bardzo dumni. Cieszyliśmy się gdy Dela pierwszy raz zjadła samodzielnie swoją porcję karmy czy wyszła sama bez Moriska na spacer. Patrząc teraz na Delicję ktoś mógłby pomyśleć, że to nie ten sam pies.